Zostaliśmy zaproszeni na zawody w tradycyjnym koszeniu trawy w Szczytnej. Po skonfrontowaniu terminów okazało się, że to niedziela i akurat mamy wtedy warsztaty, dlatego nie możemy się wybrać wszyscy. Najbardziej chętna do wystartowania okazałam się ja – Weronika. Równie chętnie przystąpiliśmy do przygotowań. Dobór sprzętu oczywiście był istotny, ale co by było gdyby poszło beznadziejnie? To przynajmniej ładnie trzeba było wyglądać, żeby wstydu nie narobić… i tak zabrałam się za szycie odpowiedniej spódnicy. Postanowiłam, że będzie z półkoła, do połowy łydki, na gumce i z kieszeniami ukrytymi w bocznych szwach. Kieszenie bardzo się przydały, można było spokojnie wrzucić imbusa i inne potrzebne drobne przedmioty. Padło na grubą, lnianą tkaninę, dlatego też gumka (2,5cm) okazała się niewystarczająca do utrzymania spódnicy we właściwym miejscu, skończyło się na bawełnianym sznurku.
Kosisko które zdecydowaliśmy, że będzie odpowiednie to najdłuższe z posiadanych. Podczas testów zginęła śmiercią tragiczną lewa rączka, akurat to najprostszy do zastąpienia element jaki mógł się złamać. Do kompletu sprzętowego doszło najdłuższe ostrze jakie mamy – FUX 75cm. Jednak 3 dni przed zawodami z ciekawości wyciągnęliśmy antyczne ostrze kupione kiedyś i odłożone, bo się źle nim kosiło (złe kąty i trochę niepasujące do techniki koszenia Kuby). Ja jednak się w nim zakochałam. Ta stal! Ten niemalże śpiew podczas koszenia! Wiadomo, pasowało do spódnicy, to zaważyło o tym, że jednak ono: piękny Alpine 70cm. Później jeszcze niewielkie udoskonalenie podkładką i można kosić.
Nadszedł czas wyruszenia, oprócz mnie zebrała się ekipa kibiców: Maciek, rodzice Kuby i ciocia Gosia z psem. I tak wesoły autobus odjechał w piękny słoneczny dzień… No właśnie, słoneczny, tak słoneczny, że dla kosiarza to tylko wada, suchą trawę kosi się ciężko.
Do startu, gotowi, start!
Po ukończeniu z czasem 5:12 pojawiły się wnioski. Nie było mi potrzebne aż takie długie kosisko, szerokość poletka to było 5m, mój zasięg z długim kosiskiem to około 2,7m. To nieefektywne kiedy drugi rząd zostaje mniejszy, krótszym kosiskiem byłoby prościej manewrować używając mniejszej siły. Dobrze – są wnioski na przyszłość. Spontanicznie jednak okazało się, że wystartuję w mieszanej sztafecie ze Sławkiem poznanym na miejscu i będę mogła wprowadzić korekty w życie. Wzięliśmy też ze sobą inne, bardzo krótkie kosisko oprawione w 50cm Uniona. Postanowiłam go sprawdzić. Poradziłam sobie pomimo tego, że dla mnie została do wykoszenia nieco ponad połowa szerokości.
Jeszcze popisy.
Zostało tylko rozdanie nagród. W konkurencji kobiet zajęłam miejsce drugie. W sztafecie wywalczyliśmy miejsce trzecie.