Wiosną jak zwykle dużo się u nas dzieje. Na tyle dużo, że dopiero teraz jest czas, by zreferować wydarzenia ostatnich tygodni.
(Ze względu na wielość zdjęć i informacji, zdecydowałam się najpierw wszystko opisać, a potem dodać galerię zdjęć.)
Poprzednie posty dotyczyły remontu w “jedynce”, ostatnim niezrobionym pokoju w części dla gości. Ostatecznie udało się go doprowadzić do stanu używalności i jedynka stała się “pokojem smoków”. Bardzo pomogli nam w tym wolontariusze – najpierw Krzysiu, który został z jednych warsztatów na dłużej, a później Daria i Grzesiu, którzy ostatecznie w tym pokoju zamieszkali.
Dużo trzeba było zrobić w ogrodzie (a jeszcze więcej dalej przed nami). Rozsady, płot, wyrywanie chwastów, sadzenie ziemniaków w beczkach, przygotowanie rabatek, podkaszanie ścieżek, sadzenie i ratowanie sadzonek przed ślimakami. Z nowości 2021 – w tym sezonie przesunęliśmy płot powiększając teren samego ogródka, a na dwóch rabatach wylądowały truskawki. Pracujemy przy z kolejnymi grupami wolontariuszy. Z Krzyśkiem, z Darią i Grześkiem, z Karo i Ginger. Dużo nas, a pracy ciągle nadto.
Kozy dostały nowe pastwisko, przynajmniej okresowo – w sadzie. Pomogły nam też trochę w okorowywaniu żerdzi na ogrodzenie dla koni. Z obfitości wiosny, rozdoiły się tak, że nie nadążamy z produkcją serów, a już na pewno nie z ich zjadaniem – więc, przy okazji, zapraszamy do kupowania świeżego mleka i serów od nich 🙂
Było nas dużo, jak z resztą wskazuje tytuł posta, więc i jedzenia było sporo. Ziarnopłon i czosnek niedźwiedzi (o których Daria wcześniej wspominała na facebook’u) były stałym elementem sałatek, w dodatku Grzesiu i Daria gotowali zgodnie z Ajurwedyjskimi zaleceniami, więc wiosenny detoks mamy pewnie za sobą. Ponad to zostaliśmy obdarowani kapustą – ta została przerobiona do kiszenia. A wieczór “pożegnalny” Karolin spędziliśmy przy pizzy, świeczkach i winie.
Także na zabawę też mamy czas. Jako tako. W końcu mieszkanie na wsi to jak nieprzerwane wakacje… 🙂
Ja (Natka) postanowiłam nie kończyć sezonu na morsowanie, więc w dalszym ciągu (sama, bądź z Alą i Krzysiem) korzystam z uroków zimnej wody w stawie. To taki etap pośredni między morsowaniem i plażowaniem. Bo raz jest tak zimno, jak parę miesięcy temu, a raz brakuje tylko okularów przeciwsłonecznych i drinku z palemką..
Krzysiek w międzyczasie obchodził urodziny, więc Weronika wyczarowała tort. Jako że było to jeszcze w czasie intensywnych szkoleń kurczaków, to musiało być tematycznie – na torcie stanęła agarowo-cukrowa kura rasy Sussex.
Chodzimy na spacery z końmi w ramach urozmaicenia i ćwiczenia kondycji koni na lato. Zdjęć doczekał się tylko ostatni spacer, kiedy Ginger jechała na Melisie.
I to zasadniczo tyle. Poniżej są zdjęcia, a tymczasem trzeba iść dalej pracować.