Jak kolorowa panny krajka

Autorem posta jest Magda

Jak już zostało wspomniane, przyjechaliśmy we trójkę z Krakowa, a raczej jego okolic, by zażyć dobrego towarzystwa i, dla odmiany, trochę powietrza. Nie zawiedliśmy się. Ponadto wkrótce po przyjeździe wzięliśmy udział w kameralnych warsztatach koszenia. Najpierw teoria, która wbrew pozorom okazała się naprawdę ciekawa, kolejnego dnia ćwiczenia na sucho, po których zbrojni w podstawową wiedzę i umiejętności poszliśmy sprawdzić się w pełnoprawnej trawie. Dosyć szybko przekonaliśmy się, że koszenie rzeczywiście jest czynnością przyjemną i mocno wciągającą, więc w kolejnych dniach, wyłapując momenty, w których warunki atmosferyczne bywały szczególnie łaskawe, utrwalaliśmy nowo nabyte umiejętności.

Gdzieś na przestrzeni tych dni, urzeczeni romantyczną naturą kosy, jak i samego aktu koszenia, uznaliśmy, że zasługują one na równie malowniczą oprawę. I stało się, że z nieśmiałego pomysłu szybko zrodził się plan, do którego realizacji przystąpiliśmy bezzwłocznie. Właściwie przystąpiłyśmy, jako że pierwsza jego część wymagała głównie zaangażowania ze strony Weroniki i mojej. Ponieważ koszulki i spodnie niespecjalnie wpisywały się w sielankowy obraz polskiej wsi, zaczęłyśmy kompletować bardziej adekwatną przyodziewę.

Zaczęło się stosunkowo łatwo. Jedną lnianą koszulę przywiozłam ze sobą, a po krótkich poszukiwaniach udało się znaleźć w domu i drugą, która po załataniu nadawała się równie dobrze. Nauczone doświadczeniami z wcześniejszego dzieciństwa bez większych problemów zobaczyłyśmy też niemalże gotowe spódnice w zasłonach i obrusie. Inna sprawa, że ta sklecona z zasłon (żółta) ważyła mniej więcej tyle ile dobra encyklopedia. W każdym razie najistotniejsze części strojów były gotowe do użycia, ale pozostała jeszcze kwestia czegoś do przepasania. Mogłyśmy, rzecz jasna wykorzystać któryś z dłuższych kawałków materiału, albo po prostu pas, ale w tym właśnie miejscu obudziła się moja ambicja i za aprobatą, albo chociaż przy braku sprzeciwu, reszty zaangażowanych postanowiłam, że utkamy krajki.

Do tej pory tkałam na tabliczkach, bardko znając jedynie z obserwacji. Poza tym tabliczki wydawały się łatwiejsze do wykonania na szybko, więc późnym wieczorem, kiedy wszyscy razem zasiedliśmy na tarasie, rozpoczęłyśmy produkcję. Tabliczki, sztuk nieco ponad dwadzieścia, zostały wycięte z cienkiego kartonu przy użyciu noża, dziurkacza i, nie wiedzieć czemu, nożyczek dla leworęcznych (warto zaznaczyć, że obie za dominującą uważamy rękę prawą). Ciemno było, więc nie wyszły pięknie (tak przynajmniej to tłumaczymy), ale w końcu to nie ich uroda miała się liczyć. Później zabrałyśmy się za cięcie odpowiednich odcinków włóczki podarowanej przez Gosię. Następnego ranka pozostało jeszcze nawlec je na tabliczki według wzorów, które powstały po części na podstawie internetu, pamięci i mojego „wydaje mi się”. Po tej nudnej i męczącej części w końcu mogłyśmy przystąpić do właściwego tkania.

Ogólny zamysł polega na tym, że włóczki przymocowane są z obu stron do czegoś, może być to jakiś w miarę stabilny element otoczenia i pas… w pasie, albo takiż element i przęśliki (takie gliniane ciężarki), które dociągają powstającą krajkę do ziemi. Grunt, żeby była w miarę możliwości napięta. Z braku przęślików wybrałyśmy opcję pierwszą, która, choć okrutna dla karku, jest całkiem praktyczna. Sam proces tkania polega na obracaniu wszystkich tabliczek do siebie lub od siebie, na przykład cztery razy w jedną, cztery w drugą, w zależności od pożądanego wzoru i przeciąganiu osnowy pomiędzy nićmi wątku po każdym obrocie. Przynajmniej w przypadku prostych wzorów. Ambitniejsze wymagają na przykład obrotu części tabliczek do przodu, przy równoczesnym obrocie reszty do tyłu, albo zmiany ułożenia tabliczek względem nici.

W taki właśnie sposób (ten prosty), w jeden dzień, powstała jedna krajka. Druga nie powstała wcale, ponieważ: „te kolory jednak nie współgrają”, „za duża różnica elastyczności włóczek”, „to nie działa” i ogólnie brakło motywacji. W związku z powyższym pierwszy pomysł, czyli pas materiału musiał jednej z nas wystarczyć.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *