Znów wybraliśmy się gdzieś podreptać. Tym razem kawałeczek dalej – na Pańską Górę:
(fioletowe – tam, czerwone – z powrotem)
Upał był niemiłosierny, na szczęście trochę wiało miejscami. Najpierw wejście na Taszowskie Górki i postój na granicy, a potem schodzimy do Oleśnicy:
I znów pod górkę, żeby w końcu u celu, na szczycie, zjeść coś w rodzaju obiadu i się poobijać 🙂
No i czas na powrót. W drodze ścigała nas burza, ale w końcu gdzieś zaginęła bez wieści. Za to przedzieraliśmy się przez dziesiątki zwalonych pni po wczesnowiosennej wichurze i natknęliśmy się na rój pszczół na ścianie kaplicy w Jerzykowicach Małych:
Skoro niebezpieczeństwo burzy minęło, zatrzymaliśmy się na chwilę nad zalewem w Lasku Miejskim, gdzie kto chciał się pomoczył 🙂
I jeszcze trochę…
Aż w końcu nie pozostało nam nic innego, jak wrócić wolnym krokiem do domu 🙂