Była z nami “od zawsze”. Przyszła do stajni w Łężycach na samym początku istnienia Stokrotki, miaucząc przeraźliwie. Była już wtedy całkiem dorosłym kotem. Została. Dostała stokrotkowe imię. Zamieszkała w stajni. Czekała na nas co rano, kiedy przyjeżdżaliśmy maluchem z Kudowy. Cierpliwie znosiła wszystkie nasze pomysły – od wychowywania szczeniaka, który okazał się Warką po treningi z klikerem. Asystowała przy wszystkim, co się działo w sercu Stokrotki, czyli pod wiatą. Miała wtedy zwyczaj siedzieć na ramieniu jak papuga.
Jesień 2007 to czas wielkiej zmiany – przeprowadziliśmy się do Jarkowa. Daisy została upolowana do torby i przewieziona w maluchu i zamieszkała w domu. Od razu jej się spodobało – grzejniki, tapczany, komputer, wszystko ciepłe. Doszedł jeszcze prosiak, który też grzał.
Dwa lata temu Daisy straciła wzrok. Przestała wychodzić na dwór, chyba, że na krótkie wylegiwanie się na słoneczku. Ostatnio miała też problem ze słuchem, wiecznie nawracającym katarem i z pęcherzem, który nie bardzo ją słuchał.
Radziła sobie z tym wszystkim dzielnie, z różnymi wzlotami i upadkami. Aż do przedwczoraj. Jej stan raptownie się pogorszył. Umarła wczoraj po południu; pochowaliśmy ją na stokrotkowym cmentarzu pod jabłonką.
Stokrotka bez Daisy nie będzie już tą Stokrotką. The world has changed. But it is still true in places…