Wystarczył jeden kilkunastosekundowy podmuch huraganowego wiatru. Konar dębu spadając przełamał się o kalenicę, jedna część wbiła się w dach a druga zahaczając o komin runęła na podwórko, mijając Gochę o kilkadziesiąt cm…
Część wbita w dach wymagała już interwencji straży pożarnej (dziękujemy Michałowi za szybką reakcję!) i jej usunięcie wcale nie było proste…
Po ponad godzinnej akcji konar został usunięty, a my zostaliśmy z rozwalonym kominem i dziurą w dachu: