Zaczęło się od tego, że Duży Kuba znalazł pod stokrotkową choinką taką paczkę:
Początkowo miał niejakie trudności z ogarnięciem maszyny, ale po pewnym czasie próby pokojowe przestały kończyć się natychmiastowym zderzeniem 🙂
A skoro tak, to przyszedł czas na prawdziwe zimowe latanie…
Niestety, latanie ma to do siebie, że nie zawsze jest tyle samo startów ile lądowań 😉 Na szczęście dzięki drabinie tym razem skończyło się dobrze 🙂
Raczej mój ci dron, niż mój ci on 🙂