Azteckie nazwy brzmią dla mnie zawsze jakoś mrocznie, tajemniczo i niezbyt dobrze. Sprawdźmy… Huitlacoche [wym. łitlakocze] to “zhiszpańszczona” wersja słowa pochodzącego z azteckiego języka Nahuatl: cuitlacochi – “śpiące gówno”… Przeczucie mnie nie myliło, z nazwy dobrze to nie wygląda. Ale czym właściwe jest?
Nawet najbardziej ulewny deszcz padający na pole kukurydzy nie jest w stanie zmoczyć nasion, siedzących w swoich kolbach, bezpiecznie okrytych skafandrem pochew liściowych. Czasem jednak zdarza się, że kropli wody udaje się wtargnąć jakimś cudem do środka i staję się ona pożywką dla głowni kukurydzy, która jest pasożytniczym grzybem, rosnącym wewnątrz kolby.
Aztekowie nazywali go cuitlacochi a we współczesnym meksyku znany jest jako huitlacoche albo nieco ładniej: El Oro Negro – Czarne Złoto. Bo jest nim w istocie: delikatnie zdejmowane z kolby grzyby dusi się z cebulką podobnie jak pieczarki; są cenionym rarytasem meksykańskiej kuchni, znanym czasem pod nazwą meksykańska trufla. Znali go też indianie Hopi, hodowcy naszej czarnej kukurydzy, pod nazwą nanha. Gotowali je na parze a następnie smażyli w maśle do chrupkości.
Do rozwoju wymaga specyficznych warunków: optymalnej dla rozwoju grzyba temperatury (26°C–34°C) i uszkodzenia roślin (np. przez szkodniki, grad). Oba te warunki na naszym “trzysiostrowym” polu zostały spełnione: upalne lato a wcześniej plaga ślimaków, które mocno uszkodziły młode kukurydze. Nic więc dziwnego, że niektóre kolby wyglądają tak:
Po odpakowaniu widać pojedyncze owocniki:
No to czas na kulinaria; w ojczyźnie zarażona kukurydza jest wielokrotnie cenniejsza od niezarażonej…
Hmm, trochę się o Was martwię… piszcie szybko czy było dobre!!! Pozdrawiam!