Widzę, że wrzesień rekordowo ubogi we wpisy. Nic dziwnego, sytuacja zupełnie jak w kawale o Masztalskim, który biega po budowie tam i z powrotem z pustą taczką, a na uwagę majstra odpowiada: “Taki momy zapieprz, że nie mo czasu załadować.”
Poprawiam się zatem chwilowo: krótka relacja z wykopków. Jak może pamiętacie, ziemniaki sadziliśmy na warsztatach w majowy weekend metodą: gazeta, ziemniaki, stare siano + koński obornik, woda:
Ogółem wysadziliśmy ok. 15-20kg. Pomimo wybitnie niesprzyjających warunków (susza, która trwa właściwie do teraz) ziemniaki dały radę i nadszedł czas wykopków. Technika banalna, łatwa, prosta, przyjemna, bez żadnych narzędzi: rozgarnąć siano, wyjąć ziemniaki, wrzucić na taczkę:
Po zbiórce (w zasadzie grzebanie w sianie trudno nazwać wykopkami), czas na sortowanie (ziemniaczki małe, ziemniaczki duże, ziemniaczki uszkodzone) i ważenie. Ogółem zbiór wyniósł 190kg, jeszcze pozostały do zebrania czerwone ziemniaki węgierskie, które jako późniejsze jeszcze muszą poczekać.
Ponieważ w sortowaniu wyszło wiaderko uszkodzonych (nadjedzonych przez ślimaki), to od dziś na obiad codziennie ziemniaczki 🙂 A już niedługo DYNIE…