Tak długo bez żadnego wpisu to chyba jeszcze nie było… Po przepełnionym wydarzeniami listopadzie przyszedł zupełnie niezimowy, tonący w błocie grudzień. I o czym tu pisać jak wszystko tonie w błocie? (Tak, wiem, mam zaległą opowieść o Trzech Siostrach… ale błoto nastraja depresyjnie i nic się nie chce)
W każdym razie wygląda na to, że z nastaniem Świąt zima powooooooli zaczyna sobie o nas przypominać. Ale Wigilia była całkowicie zupełnie niezimowa:
Skoro na dworze błoto, to czas do kuchni robić wigilijne potrawy. Tym razem całkowicie jarkowska (wszystkie składniki wyrosły w Stokrotkce) kombinacja z Trzech Sióstr:
- kukurydza Hopi zmielona na … (no właśnie, na co? drobną śrutę, anglosasi nazywają to cormeal; nie jest to kaszka kukurydziana, bo sporo w tym bardzo drobnej mąki jak też większych kawałków) – 2 szklanki
- średnia dynia Hokkaido, pokrojona w kostkę
- fasolka Cherokee Trail of Tears – 1 szklanka namoczona na noc
- 1/2 pora (zielone też!)
- rozmaryn
Dynię gotujemy na parze na półmiękko, fasolkę w wodzie do miękkości. Teraz “ciasto” – zmieloną kukurydzę zalewamy 4 szklankami wody, dodajemy łyżeczkę soli (jedyny “niejarkowski” składnik) i na łaźni wodnej (w naszym przypadku metalowa miska na garnku z wodą) gotujemy do momentu kiedy zupka zacznie robić się sztywna 😉 co oznacza ok. 40-60 minut. W międzyczasie kroimy pora, podsmażamy na patelni z odrobiną rozmarynu, dodajemy dynię i fasolkę, smażymy chwilkę. Połowę “sztywnej zupki” rozsmarowujemy na natłuszczonej blaszce, na to wrzucamy dynię z fasolką i całą resztą po czym rozsmarowujemy na wierzchu resztę kukurydzy. Pieczemy 30 min w temperaturze 180 st.
(było super, znaczy należy wprowadzić do regularnego menu)
No a potem choinka…