Dni “przed” z reguły są bardzo pracowite. Nie inaczej tym razem – rano wizyta w Pasterce u dwóch koni (niestety aparat nie pojechał ze mną) a potem przygotowania do warsztatów pełną parą. Najpierw trzeba było zdjąć i przygotować przeszkody…
… czemu oczywiście z zaciekawieniem przyglądały się kury
Potem posprzątanie i poustawianie wszystkiego…
Upał nie ułatwiał sprawy, na szczęście we wnętrzach jest sporo chłodniej…
W międzyczasie trzeba było jeszcze upiec chleb, który na szczęście z racji upału rósł przynajmniej szybko:
Wieczorem jeszcze tylko podłubanie w prezentacji, domowe piwo z Agatą, która właśnie przyjechała i już można zaczynać…
A to taka przyjemna miejscowość ta Pasterka… 🙂
Kury, kury… Może by się jeszcze raz przydało?
Ale że co jeszcze raz?